Marian Szarmach- artykuł zamieszczony w numerze 2/2011 „Prowincja”.
Opowieści z rajskiego ogrodu”
Dotyczy książki Barbary Szczepuły „Rajski ogród” Gdańsk- Warszawa 2010 oraz impresji własnych.
Marian Szarmach jest profesorem filologii klasycznej na UMK, członkiem Klubu Małej Ojczyzny Kwidzyńskiej
„Mam szczególny powód, by pisać o „Rajskim ogrodzie”: bo bohaterami jednego z zamieszczonych w niej reportaży są moi Rodzice, a zwłaszcza Ojciec zamordowany w Katyniu. Może dlatego podczas tej lektury towarzyszyły mi emocje, do czego się przyznaję. Jej Autorkę, Barbarę Szczepułę poznałem przed rokiem, kiedy przyjechała do mnie p różne materiały.
„Rajski ogród” to poza nazwą jednej z dzielnic przedwojennego Gdańska metaforyczne określenie wolnej, międzywojennej Polski, która przestała istnieć zaatakowana przez Niemców i Rosjan we wrześniu 1939 roku.
Książka składa się z dwu części. Pierwsza: „Tutejsi” opowiada o wojennych i powojennych losach mieszkańców Pomorza, którym w sposób krzywdzący przypisuje się ciągle jeszcze proniemieckie ciągoty. Część z nich będąc w Wojsku Polskim dostała się do obozów niemieckich i rosyjskich , gdzie spotkała ich śmierć, inni wskutek łapanek i denuncjacji trafiali często do Stutthofu, jeszcze inni zostali przymusowo wcieleni do armii niemieckiej (dziadek z Wermachtu). Wielu z nich wojna rozrzuciła po całym świecie. Szczególnie interesujący jest obraz życia w Wolnym Mieście Gdańsku, którego dostatek, Autorka odtwarza z lubością, a co pokrywa się z tym co wiem z rodzinnych opowiadań. Wspomnę tylko z jakim sercem pisze o luksusowej porcelanie przechowywanej w gdańskich kredensach i bufetach. Tragiczny jest w tej części koniec wojny, kiedy Rosjanie niszczyli barbarzyńsko miasto i mordowali ludność cywilną. Może jednak takie jest prawo wojny? Wszak Tukidytes pisząc o wojennych poczynaniach Korkyryjczyków w czasie wojny peloponeskiej w V w przed Ch., stwierdza lakonicznie: „Mordowano w najróżniejszy sposób, popełniano wszelkie rodzaje okropności, a nawet jeszcze straszniejsze”. Podobnie działa się w Elblągu i Królewcu. W reportażach Barbary Szczepuły opowiadają o tym świadkowie zdarzeń. Może ostatni, których relacje Autorka pragnie ocalić os zapomnienia. Ona sama ukrywa się dyskretnie za nimi i za piękną polszczyzną.
Część druga: „Przybysze” została poświęcona tym, których po wojnie losy rzuciły na pomorze, głównie do Gdańska . ze szczególny zainteresowaniem czytałem o przejściach mojej rówieśniczki, prof. Małgorzaty Książak- Czermińskiej z Uniwersytetu Gdańskiego, której ojciec ( nigdy jej nie widział), zginął również w Katyniu. Znamy się od dawna, nigdy jednak nie dzieliła się tymi przeżyciami bo, jak wyznaje, zamknęła je niejako programowo w sobie. Pani Szczepule udało się to wnętrz otworzyć.
Po wojnie nastał na Pomorzu nowe porządki, które wypowiedziały bezwzględną walkę wszystkiemu, co mogłoby się łączyć z „rajskim ogrodem”. Wprowadzali je często Rosjanie zajmujący wysokie stanowiska w nowej administracji. Jednym z nich był pułkownik Anatol- Zbarski. Tę drugą część nazwiska przylepił sobie od Słowackiego. Jako wicewojewoda gdański zajmował pałacyk w Sopocie, przez którego pokoje przewijały się pierwsze osoby ówczesnego polskiego życia politycznego. Jego przezwisko Dyzma, mówi wiele o nim i o atmosferze tamtych czasów. Zanim trafił do Trójmiasta, działał w Kwidzynie i Sztumie. Może lokalni historycy zajęliby się tym etapem jego kariery?
Jemu i jemu podobnym pomagali jednak Polacy zaskakując o jego względy. Umysły zniewolone, czy oportuniści? Dziś jedni tłumaczą swoje ówczesne deklaracje ideologiczne koniecznością ratowania się w nowej rzeczywistości, inni duchem czasu. Na szczęście znam wielu takich, którzy uratowali swój honor nawet za cenę usunięcia ich z pracy na uniwersytetach. Po prostu , za Norwidem ” nie raczyli się ćwiczyć w zręcznościach czasu swego” Owa hańba domowa może być materiałem do kolejnej książki Pani Barbary Szczepuły, bo w „Rajskim ogrodzie” temat ten zaledwie musnęła.
Kiedy prosiłam naszego szkolnego kolegę, Mariana Szarmacha, o napisanie tekstu do naszych wspomnieniowych książek, niezmiennie odpowiadał , że nie ma niczego ważnego do powiedzenia. Dopiero teraz ten tekst, który ukazał się jakby na zakończenie tegorocznych trudnych katyńskich dni. Pozostawiam tekst bez komentarza, bo cóż tu mówić…. A Ty Marian, przyjmij od nas wszystkich wyrazy współczucia i solidarności. K. G
Polska Dziennik Bałtycki 19 kwietnia 2010 | str 19
Rejsy Rocznica katyńska
Najokrutniejszy miesiąc – kwiecień
W Katyniu, Miednoje i Charkowie enkawudziści zamordowali 22 tysiące polskich oficerów i policjantów. Los nauczyciela spod Kościerzyny przedstawia
Barbara Szczepuła
Marian Szarmach nigdy nie widział swojego ojca.
Urodził się w grudniu 1939 roku, a ojciec został zmobilizowany w sierpniu. Ma po nim ledwie parę pamiątek: wyblakłe zdjęcie poważnego młodego mężczyzny w ciemnym garniturze siedzącego na tle biblioteczki (Stanisław Szarmach był nauczycielem), fotografię ślubną rodziców i list ojca do matki wysłany z obozu w Kozielsku.
Wyjmuje teraz z szuflady biurka kawałek pożółkłego papieru. Starannie zafoliowany, żeby się nie zniszczył. Mistrzyni Mariana Szarmacha, profesor Maria Abramowiczówna z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdy jej kiedyś tę kartkę pokazał, powiedziała: Może pan zgubić dyplom uniwersytecki, bo da się go odtworzyć, ale listu ojca powinien pan strzec jak oka w głowie.
Rozmawiamy w mieszkaniu profesora Szarmacha w Sztumie. Na półkach dominuje historia starożytnej Grecji i Rzymu, historia sztuki filozofii, poezja i literatura, starożytna oczywiście, bo to dom filologa klasycznego. Nad książkami wisi fotografia, którą otrzymał od profesor Abramowiczówny za chlubnie odbytą habilitację. Na zdjęciu fragment wazy greckiej (480 rok przed Chr.), przedstawiający Alkajosa i Safonę. Safona, to jak wiadomo poetka z wyspy Lesbos, opiewająca w swych wierszach miłość, niekoniecznie heteroseksualną, a Alkajos? Także poeta, z tej samej wyspy, a nawet z tej samej miejscowości Mityleny, współczesny fiołkowowłosej Safo. Alkajos darzył ją gorącą przyjaźnią, może nawet się w niej kochał. Pisał jednak także utwory polityczne, rewolucyjne hymny, w których występował przeciw tyranom. Został za to wygnany zwyspy. Oto los niepokornych niezależnie od czasów, w których przyszło im żyć. Miłość i wojna, wojna i miłość, tak się to zawsze ze sobą przeplatało, bo bogowie nie szczędzili śmiertelnym dramatów i tragedii. Z olimpijskim spokojem patrzyli, jak giną herosi, walą się ołtarze, miasta rozsypują się w proch.
Wracamy do współczesności. Do wojny, która wstrząsnęła Europą i światem w wieku dwudziestym. W sierpniu Stanisław Szarmach z ciężkim sercem pożegnał swoją młodą, ciężarną żonę i wieś Lipy nieopodal Kościerzyny, w której mieszkali. Już w pierwszych dniach niemieckiej okupacji Łucję Szarmachową wyrzucono z przyszkolnego mieszkania i przesiedlono w Lubelskie. Do Lip już nie wróciła. Udało jej się jeszcze przed rozwiązaniem przedostać się do swojej matki, która mieszkała w Łasinie naprzedmieściach Grudziądza. Tam urodziła syna.
Mariana wychowywały trzy kobiety: matka, babka i ciotka, a właściwie: ciotka, babka imatka, bo mama stale chorowała. Nigdy nie doszła do siebie po wojennych przeżyciach.
-W szkole zawsze mówiłem, że ojciec zginął na froncie- profesor nastawia płytę zoratorium Georga Friedricha Haendla „Mesjasz. To stosowna muzyka do tematu o którym rozmawiamy. Wtedy nie stanowiło to jakiegoś wyróżnika, bo półsierot było w każdej klasie sporo. O tym, co się z nim stało, nie wspominałem oczywiście, choć matka dość wcześnie powiedziała mi, że zabili go Sowieci. To mnie dziwiło, bo przecież wojnę toczyliśmy z Niemcami. Dlaczego Sowieci? W szkole uczono, że to nasi przyjaciele. Pomoc, przyjaźń, przykład ZSRR –takie były hasła, Stalina pokazywano jako dobrego wujaszka, który głaszcze dzieci po główkach, a tu jakaś niepojęta, straszna tajemnica.
Czytamy list z Kozielska napisany 29 listopada 1939 roku.
Moja Droga Łucko!
Donoszę Tobie, że jestem zdrowy i znajduję się na terenie SSSR i powodzi mi się dobrze. Zawsze myślę o Tobie, jak Twoje zdrowie, czy zamieszkujesz w szkole? Czy mieszkanie nasze nie zostało zniszczone? Czy masz z czego żyć? Proszę się tylko nie kłopotać o mnie. Może już niedługo będziemy razem. Kiedy ostatecznie powrócę, nie wiem. Czy Borzyszkowscy z Żukowa są w domu? Czy Babuśka w Zamku żyje? Jeszcze raz Ciebie moje Kochanie bardzo proszę żebyś sobie o mnie nie robiła żadnych kłopotów. Proszę mi wszystko opisać, jak i co tam u was jest… Pozdrawiam Ciebie moja najukochańsza Łucko i proszę pozdrowić wszystkich. Twój Stach
List przechodził pewnie przez obozową cenzurę, więc więcej napisać nie mógł. Zresztą gdy go pisał, w listopadzie 1939 roku, jeszcze mógł wierzyć, że wszystko jakoś się ułoży.
Ale już wkrótce nadchodzi kwiecień, Najokrutniejszy miesiąc jak nazywa go Eliot. Inny poeta pisze: …pluton podnosi/broń do oka/wszystko nagle staje/w jaskrawym świetle/oczywistości…
Czy do ojca dotarł list, w którym matka napisała mu, że urodziła syna? – zastanawia się po raz kolejny profesor. Ojciec -tak zawsze o nim myśli. Ojciec, a nie tata, bo taty nigdy nie miał.
*
W 1970 roku w Kartuzach ufundowano tablice upamiętniającą nauczycieli zamordowanych przez hitlerowców. Jeden ze studentów profesora Mariana Szarmacha poinformował go, że znalazł tam nazwisko jego ojca.
Ale co można było z tym zrobić w PRL?
Łucja Szarmach zmarła nie doczekawszy oficjalnego wyjaśnienia katyńskiej zbrodni. Syn na nagrobku matki umieścił imię i nazwisko ojca oraz dopisek Zmarł w 1940 roku w Katyniu. Wzywano go do SB, przesłuchiwano, ale napisu nie usunął.
Gdy wybuchła wolna Polska Marian Szarmach zwrócił się do władz w Kartuzach, by na tablicy upamiętniającej nauczycieli pomordowanych przez hitlerowców przy nazwisku ojca zaznaczyć, że zginął w Katyniu. Oprócz kartki z Kozielska miał już kopię listy polskich oficerów wytypowanych do rozstrzelania 16 kwietnia 1940 roku. Nazwisko Stanisława Szarmacha umieszczono na miejscu dwudziestym drugim. Odpisano mu, że czepia się szczegółów. Dopiero na interwencję senator Alicji Grześkowiak, którą znał z toruńskiego uniwersytetu, dopisano to zakazane ciągle słowo Katyń.
W 1991 roku Marian Szarmach pojechał z pielgrzymką do Katynia, by pomodlić się w miejscu, w którym został zamordowany jego ojciec. Centralnym punktem uroczystości miała być msza święta. Gdy pielgrzymi siedzieli już w rosyjskim pociągu, okazało się, że zamiast przez Brześć pojadą okrężną drogą przez Wilno, co spowoduje sześciogodzinne opóźnienie. Na granicy zafundowano im dodatkowo długi postój, dokładne rewizje, przesłuchania i przetrząsanie bagażu. Profesor pamięta, że z torebek starszych pań jak łzy padały na brudną podłogę wagonu zdjęcia mężczyzn w mundurach, zabrane zdomowych ołtarzyków…
Gdy wreszcie dotarli do Katyńskiego Lasu, msza właśnie się skończyła. Widząc rozpacz przybyłych ksiądz Leszek Adamowicz z KUL położył na ziemi walizkę, nakrył ją białą serwetką i odprawił nabożeństwo.
Krążyli potem w październikowym słońcu wśród katyńskich sosen, stąpając po mogiłach porośniętych trawą, a profesorowi dźwięczały w uszach słowa z żałobnego trenu Mahlera, które słyszał przed wyjazdem w filharmonii w Bydgoszczy:
Jest piękny dzień. Ty nie trwóż się!
Oni tylko wyszli, by pójść trochę dalej…
Lecz nie będzie już im dane powrócić do domu.
*
Znajomy z Kartuz znowu zatelefonował niedawno do profesora Szarmacha. Przy okazji odnawiania tablicy ku czci zamordowanych przez hitlerowców nauczycieli usunięto widniejące przy nazwisku Stanisława Szarmacha słowo Katyń.